Arsen Kasabijew: od rodzinnej siłowni po igrzyska olimpijskie

Jednym z najbardziej doświadczonych i utytułowanych polskich ciężarowców jest Arsen Kasabijew – mistrz Europy, olimpijczyk i rekordzista kraju. W rozmowie z nami opowiedział o swoich sportowych początkach, drodze na szczyt oraz o tym, jak wygląda codzienna praca nad formą na najwyższym poziomie. Nie zabrakło wspomnień z igrzysk olimpijskich, refleksji nad momentami przełomowymi w karierze i spojrzenia w przyszłość – także w roli mentora dla młodszego pokolenia zawodników.

Zapraszamy do lektury!

Skąd wzięła się Twoja pierwsza styczność z podnoszeniem ciężarów — kto „wprowadził” Cię do tego sportu?

To tradycja rodzinna. Mój wujek był dwukrotnym mistrzem ZSRR i rekordzistą w podrzucie. To on zapoczątkował szkołę ciężarów w moim mieście, której efektem są sukcesy m.in. trzykrotnego mistrza olimpijskiego Kahi Kahiashviliego, moje osiągnięcia oraz wielu innych znakomitych sztangistów. Mój brat, kuzyni i dalsza rodzina — wielu z nas było i wciąż jest zaangażowanych w podnoszenie ciężarów. Tradycja trwa w młodszym pokoleniu.

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś: „chcę być zawodnikiem światowej klasy”? Co było dla Ciebie punktem zapalnym?

Od pierwszego dnia, gdy tylko wszedłem na salę treningową i rozpocząłem treningi.

Czy w młodości miałeś swojego idola wśród ciężarowców, na kim się wzorowałeś?

W latach 90. w moich rodzinnych stronach nie potrzebowaliśmy dodatkowej motywacji. Sport i jego mistrzowie byli częścią życia wszystkich. Kiedy oglądałem w telewizji Kahiashviliego, Asanidze, Dimasa czy Szymona, marzyłem, by osiągnąć taki poziom mistrzostwa.

Jak pracowałeś nad poprawą mobilności, szybkości i wytrzymałości siłowej? Czy miałeś specjalne ćwiczenia „kluczowe”?

Tak. Od zawsze elementy ogólnego przygotowania fizycznego były obecne w treningach prowadzonych przez moich trenerów. Ćwiczenia oczywiście zmieniały się wraz z rozwojem mojego poziomu sportowego. Nie wskażę teraz jednego czy dwóch kluczowych — było ich naprawdę dużo, zwłaszcza w młodszych latach.

Jak zmieniał się Twój trening w trakcie długoletniej kariery?

Największa zmiana nastąpiła, gdy przyjechałem do Polski i zacząłem trenować z Ivanem Grikurovem. Wcześniej mój trening opierał się głównie na wytrzymałości i ogólnym przygotowaniu młodego organizmu do dużych ciężarów. Często było tego aż za dużo — szczególnie w trudnych latach 90., po rozpadzie ZSRR, kiedy w domu brakowało nawet jedzenia. Stąd też częste kontuzje.
Pod okiem trenera Grikurova wszystko się zmieniło — „odpaliłem” szybko. W ośrodku sportowym w Ciechanowie panowały idealne warunki: świetne żywienie, wspaniały szkoleniowiec i znakomici koledzy na treningach — Szymon Kołecki, Giorgi Asanidze, Arkadiusz Smółka, Karol Kaczmarczyk. Sama elita tamtych lat.

Opowiedz o roli trenerów w Twojej karierze — kto miał największy wpływ i w jaki sposób?

Trener to podstawa. W karierze pracowałem z 4–5 szkoleniowcami i każdy z nich był ważny na swoim etapie. Wszyscy byli też po prostu dobrymi ludźmi.
Największy wpływ miał jednak śp. Ivan Grikurov — uważam go za najlepszego trenera i pedagoga swojej epoki. Był jak rodzic i wychowawca. Najpierw uczył, jak być dobrym człowiekiem, a dopiero potem — dobrym sportowcem. Zawsze wiedział, co powiedzieć i kiedy. Do każdego z nas miał indywidualne podejście, był też świetnym psychologiem. Czasem surowy, czasem łagodny, często wesoły — a przede wszystkim tworzył wspaniałą atmosferę na treningach.
Dziś wielu zawodników nawet nie wie, jak ważna jest dobra atmosfera w profesjonalnym sporcie. Trener Ivan wymagał pełnego zaangażowania i idealnego przestrzegania planu przygotowań od tych, na których postawił.

Jak zapamiętałeś swój pierwszy start olimpijski w Atenach (2004)? Co wyniosłeś z tamtego doświadczenia?

Ateny 2004 były dla mnie świetną okazją, by poczuć klimat igrzysk, bawić się na największej imprezie świata i zdobyć doświadczenie przed igrzyskami w Pekinie 2008.

Pekin 2008 — jak wyglądały Twoje przygotowania, jak wspominasz atmosferę zawodów i późniejszy awans na srebro?

Przygotowania do Pekinu trwały około dziewięciu miesięcy. Byłem w pełni zaangażowany. Część zgrupowań odbyła się w Polsce, potem trenowaliśmy z kadrą Gruzji w Tbilisi. Niestety pojawiły się kontuzje, które nieco utrudniły maksymalne przygotowanie — ale to normalne.
Atmosfera przed startem była fatalna, ponieważ w dniu rozpoczęcia igrzysk w moim rodzinnym mieście wybuchła wojna między Gruzinami a Osetyjczykami. A ja jestem Osetyjczykiem reprezentującym Gruzję. Nietrudno sobie wyobrazić, jak ciężko było koncentrować się na starcie, nie wiedząc, co dzieje się z rodziną i bliskimi.
Jeśli chodzi o srebro — szczerze mówiąc, nie towarzyszyły mi wielkie emocje. Wychowano mnie w przekonaniu, że liczą się tylko złote medale. Oczywiście cieszę się z bycia medalistą olimpijskim, zwłaszcza że przegrałem z zawodnikiem, którego uważam za największy talent i sztangistę wszech czasów. Znam go dobrze, wiem, ile przeszedł i w jak trudnych warunkach zdobył złoto. Był lepszy, bardziej profesjonalny i skupiony — dlatego wygrał.

Jak przygotowywałeś się mentalnie do największych startów? Miałeś jakieś rytuały?

Mój jedyny rytuał to ciężki trening i poświęcenie. Nie jestem przesądny — żadne czary czy modlitwy to nie moje metody na medale.

Jakie swoje wyniki uważasz za najbardziej wartościowe — sportowo i osobiście?

Zdecydowanie wynik 399 kg z Pekinu.

W 2023 roku w Rijadzie ustanowiłeś rekordy Polski w kategorii 102 kg — jak oceniasz swój powrót do takiej dyspozycji?

W drugiej połowie 2023 roku odzyskałem dobrą formę. W Rijadzie znów uwierzyłem, że mogę dźwigać dużo. Uważam, że sztangiści mogą utrzymywać wysoką siłę nawet do czterdziestki. Niestety po powrocie z Rijadu, w kolejnej fazie przygotowań, odnowiły się dwie stare kontuzje — i wtedy zaczęły się problemy z realizacją większych planów.

Czy masz zainteresowania poza ciężarami — hobby, które pozwala Ci odciążyć głowę?

Lubię spędzać czas z przyjaciółmi, przebywać na łonie natury, podróżować i uwielbiam zwierzęta. Czasem czytam, oglądam programy z humorem — uważam, że polski humor jest jednym z najlepszych na świecie. Bardzo lubię stare polskie komedie, programy rozrywkowe i wywiady z ludźmi inteligentnymi.

Czy widzisz siebie w roli trenera lub mentora dla młodych zawodników? Co chciałbyś im przekazać?

Z pewnością chciałbym spróbować, jeśli los da mi taką szansę. A jeśli udałoby mi się przekazać to, co przekazano kiedyś mnie — byłoby świetnie.

Jak oceniasz rozwój podnoszenia ciężarów w Polsce i co byś zmienił, aby przyspieszyć rozwój młodych talentów?

To skomplikowany temat. Uważam jednak, że tam, gdzie sport jest ideą narodową, a sportowcy — dobrem narodowym, tam mają oni godne warunki do treningu i otrzymują odpowiednie wynagrodzenie za poświęcenie. W Polsce sportowcy w dyscyplinach olimpijskich są po prostu biedni.

Masz jakąś historię z sali treningowej — zabawną lub wzruszającą — którą często wspominasz?

Było ich naprawdę sporo. Trenowałem z fantastycznymi ludźmi. Żeby wszystko opowiedzieć, zabrakłoby nam czasu! 🙂